Przejdź do głównej zawartości

O kilka trosk za dużo.


Czy szaliczek dobrze zawiązany, czy nie za zimno, czy nie za gorąco, czy dobrze się rozwija, czy nie ma żadnej ukrytej choroby. Jak się za dużo cieszy, czy nie jest za mocno pobudzony jak się nie cieszy to pewnie bierze go choroba. Jak się za często w nocy budzi to pewnie nie dojada, albo kolka. Albo nie dojada, ma kolkę i wychodzą mu zęby! Jak się nie budzi za często to może spadł cukier i trzeba obudzić na jedzenie? W dalszych etapach, jak nie chce chodzić to może do fizjoterapeuty, jak za szybko idzie na nogi to będzie miał koślawe. Kiedy zacznie mówić? Czy potrzebny logopeda?
.... i tak do 18nastki, albo i dłużej nie wiem.



Jak nie zwariować?

Moja siostra mówi, że przy drugim jest inaczej. ;-) Pewnie coś w tym jest, ale jak nie zwariować tu i teraz z jednym małym brzdylem? Jak sobie odpuścić i znaleźć złoty środek? Nie wiem, ale idzie mi coraz lepiej chociaż o zgrozo są momenty zgrozy. Podobno nie da się trzymać dziecka w złotej klatce, nie wiem bo nie mam złotej klatki. Ale wiem, że pewne rzeczy muszą się po prostu wydarzyć. Tak sobie to tłumaczę widząc moje drepczące dziecko upadające po raz setny. Tak sobie tłumaczę, jak nie zdążę wyjąć z buzi jakiegoś farfocla z podłogi i młody połknie ucieszony. Tak sobie tłumaczę kiedy wciąż ściąga z siebie rękawiczki kiedy na dworze minus sto.



 

Więc walczę i tłumię w sobie moją ciągłą panikę przy "głaskaniu" psa za uszy. (Chociaż podobno to pies niegryzący.) Nie ma co, pomocny jest w tym wszystkim niemąż, który zawsze sprawnie i na czas edytuje moje czarne scenariusze, przekształca je i daje możliwość spojrzenia na nie w bardziej korzystnym, rozsądnym świetle. Faceci chyba tak po prostu mają, chłodne opanowanie, spokój i ten ojcowski luz. (czymkolwiek by był, czasami pomaga). Więc ja dzielnie nie panikuję już na każdy upadek, obicie się o meble. Na pewne rzeczy przymykam oko i staram się pamiętać, aby nie dać się zwariować. Ten mały człowiek ma prawo do błędu, słabości i złego dnia. Ma też swoje wielkie prawo do poznawania świata. Może kolejny upadek go czegoś nauczy? Na przykład tego, że to całkowicie bez sensu wspinać się po suszarce do prania, albo tego, że pod stołem się niewygodnie stoi bo głowa nie wchodzi. 


Bycie mamą wiąże się z ciągłym poczuciem obawy i troski o swoje dziecko. Tak było, jest i będzie od zawsze na zawsze. Bycie mamą (i tatą) to radzenie sobie ze sobą i ze swoimi lękami. Nie ma nic gorszego od hamowania małych odkrywców. Czujne oko zawsze się przyda ale niech nie będzie blokadą do zdobywania nowych szczytów. Staram się aby moich kilka trosk za dużo nie było barierą nie do przejścia a chęcią pokazania - widzisz? po raz kolejny dałem sobie radę.


Komentarze

  1. Chyba rola matki żeby się martwić ... chociaż czasami wolałabym wyłączyć myślenie tak dla świętego spokoju wystarczy na 10 min hehe ... takie małe dzieci tak szybko zdobywają nowe umiejętności, że my matki nienadążamy i od razu się martwimy, że coś jest nie tak bo dziecko robi coś inaczej niż dnia wczorajszego hehe ... a tym 'minus 100 ' robawiłaś mnie do łez 😂😂😂

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Najchętniej czytane

Słownik wyrazów obcych.

Sporo się zmieniło od mojego ostatniego wpisu. Wielkimi krokami wkraczamy w cudowny okres zwany buntem dwulatka. This is Sparta, że tak powiem. Dzień bez awantury dniem straconym, ba! Godzina bez awantury godzina stracona :-). Picie w bidonie źle = płacz,  szybka zmiana i picie z kubeczka jeszcze gorzej = płacz i kubeczek z rozlana wodą na podłodze, akcja reakcja, podaję picie w dorosłej butelce = bzdura! Przecież od początku chciał pić w bidonie. No i tak w kółko a drugie urodziny dopiero w lutym, ja się pytam co to będzie. Tyle ile nieszczęść ma ten niedoszły dwulatek tyle my mamy radości z niego (więc całe mnóstwo :-)) . Jego ceeeeesc każdego poranka, nowo nabyta umiejętność przytulania się i leniuchowania na kanapie, albo w pełni świadome dogadywanie się z nim to dla mnie nowa, cudowna atrakcja. Zaczęłam rozumieć powiedzenie przyjdź z matką bo Cię nie rozumiem, półsłówka  wypływające z ust Staśka są dla mnie tak proste do zinterpretowania, że sama w to ...

Idź do taty.

Czyli matka ma wychodne. Należy się każdej z nas, co jakiś czas. Nic złego się nie stanie jak na jeden wieczór porzucisz obowiązki matki Polki i pójdziesz w świat. Niby to nic złego ale przynajmniej ja mam zawsze uczucie wyrzutów sumienia, że może nie powinnam, że może lepiej jak zostanę w domu z dzieckiem, że może jestem złą matką, bo wychodzę. No ale jak już wyszarpię dla siebie kilka godzin, to szkoda z tego nie skorzystać. Kiedy wracam oczywiście okazuje się, że dziecko ma się dobrze. Wcale nie płakało non stop pod moją nieobecność, nie przymierało głodem ani nie nabawiło się jakieś strasznej choroby, wręcz przeciwnie. Ktoś kto fruwał pod sufitem przez pół wieczoru śpi tak mocno , że nawet mój stęskniony całus nie jest w stanie go obudzić. Nie oszukujmy się, dzieci nie zawsze są pogodnymi, grzecznymi aniołkami. Czasami ktoś je podmienia na męcząco jęczące marudne buły, które z równowagi wyprowadza wszystko. Daje więc Staśkowi prawo do złego humoru ale muszę mieć dużo siły aby sp...

365 dzień bycia mamą.

Rok, który był mrugnięciem okiem. Stało się, Staś skończył dziś rok.  Jeszcze wczoraj  leżał na mięciutkim, pachnącym kocyku. Dziś raczkuje i ciągnie za sobą ten sam mięciutki, zazwyczaj obklejony chrupkami kocyk po podłodze. Rok temu cieszyliśmy się, gdy chociaż na chwilę otwierał oczy i na nas patrzył. Dziś cieszymy się jak chociaż na chwilę w dzień zamknie oczy i pójdzie na drzemkę. Jeszcze wczoraj wydawał mi się takim małym okruszkiem, przy którym jak się mocniej kichnie to go zdmuchnie. Dziś jest mięsistym i silnym chłopcem, który potrafi kichnąć tak samo głośno jak ja. (zawsze się z tego cieszy). Rok temu Stasiowy tata bał się go brać na ręce w obawie, że coś mu zrobi. Dziś to ja czasami wolę nie patrzeć na to jak go bierze na ręce. Samoloty pod sufitem.. Kiedyś zejdę przez nie na zawał. Szalone 365dni, które zmienia człowieka całkowicie. Teraz wiem, że mam niezliczone pokłady cierpliwości. Ciężko mnie dziś wyprowadzić z równowagi. Wcale nie potrzebuję 10 godzin ...