Przejdź do głównej zawartości

O żłobku pachnącym kompotem.

Jako, że jestem mamą początkującego żłobkowicza pragnę podzielić się z wami swoimi przemyśleniami.

   Okazuje się, że po pierwsze żłobek nie gryzie, gryzą jedynie dzieci siebie nawzajem, albo Panią. Ale któż z nas nigdy nikogo nie ugryzł ani nie został ugryziony niech pierwszy rzuci kamieniem. Po drugie, w żłobku pachnie kompotem i pieluchami. To taki specyficzny zapach, który tylko poczujesz i od razu oczyma wyobraźni widzisz  te wszystkie maluchy biegające po sali w rajstopach i w tych swoich żłobkowych kapciuchach. Żłobkowe panie choć nie wiem jakie by nie były miłe, zawsze będą wydawały ci się podejrzane. Żłobkowe panie nigdy nie zastąpią mamy ale mogą trochę pomóc w osiąganiu samodzielności. Żłobkowe dziecko jest co drugi dzień zagilane, ale podobno w końcu złapie odporność, przyzwyczai się do  nowego środowiska i przestanie zarażać za każdym razem pół rodziny. Miałam mnóstwo obaw przed 1 dniem adaptacyjnym, znalazłam nawet ogłoszenie, że szukają ogrodnika, w żłobku, do którego Stasiek miał chodzić. Przycinałabym krzaczki i machała mu przez okno. Nie mówię, że przez myśl mi to nie przeszło.. :-) 




   Pierwszy dzień w żłobku był dla nas trudny. Właściwie to nie był dzień a dwie godziny. Przy rozstaniu płakał Staś, chociaż byłam pewna, że to po nim spłynie, bo nie boi się nowych ludzi i jest raczej odważny. Myliłam się i przestraszyłam kiedy zaczął płakać, tak jakbym go oddawała na cały miesiąc w miejsce bez dostępu do kukurydzianych chrupek. Strach w oczach na myśl o miesięcznym głodzie i to spojrzenie mówiące mamo ja nie chce do dzieci, nie chce do zabawek, chcę do Twojej spódnicy! No cóż, pierwsze pożegnanie skończyło się tym, że i ja uroniłam kilka łez. Ja wiedziałam, że to nie na miesiąc, ba! wiedziałam nawet, że jest spora szansa na chrupki. Mimo wszystko, łzy jak grochy na moich policzkach zwiastowały, początek samodzielnej drogi i kolejnego etapu w życiu mojego rocznego chłopca. Było mi jakoś nieswojo i ciężko, że już za chwilę mogę nie być numerem jeden w jego życiu. A co jak go odbiorę, po tych dwóch godzinach i będzie mówił do pani ze żłobka mamo ??? No, także moja rozpacz trwała całe 5 minut, 5 minut droga do domu, kolejne 40min zakupy na obiad, chwila i okazało się, że pora wracać odebrać małego. Zwycięstwo! Daliśmy radę! Z raportu Pani żłobkowej wiem, że odnalezienie się w nowej sytuacji zajęło nam tyle samo czasu. Drugiego dnia progres, bo ja już nie płakałam. Taka byłam dzielna, syna zostawiłam i uśmiechnięta poszłam. Teraz obydwoje jesteśmy raczej dzielni i chodzenie do żłobka traktujemy jako ciekawą przygodę.



   Samodzielność i kontakt z innymi maluchami cenię sobie najbardziej, nie ma nic fajniejszego jak widok Twojego małego cycocha, który pewnie kroczy w nieznane każdego nowego dnia, nie bojąc się ugryzień ani przepychanek o zabawkę. :-)



Komentarze

  1. Super dzieciak! Na pewno zaklimatyzuje się w żłobku. <3 Mój bratanek chodzi i bardzo lubi, ale to jest fakt, że chodzi często "zagilany", bo choroby w żłobku rozprzestrzeniają się błyskawicznie, tutaj masz świętą rację. Pozdrowienia!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak , myślę że etap klimatyzacji mamy za sobą. Pierwsze chorobska też. Pozdrawiam :-)

      Usuń
  2. Haha, fajny ten pomysł z pracą ogrodnika :-D A przez zapach kompotu zamarzył mi się kompot :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No ja szczerze mówiąc nie przepadam za kimpotem, ale fakt. Jak stoi na stole, sentyment nie pozwala odmówic. :-)

      Usuń

Prześlij komentarz

Najchętniej czytane

Słownik wyrazów obcych.

Sporo się zmieniło od mojego ostatniego wpisu. Wielkimi krokami wkraczamy w cudowny okres zwany buntem dwulatka. This is Sparta, że tak powiem. Dzień bez awantury dniem straconym, ba! Godzina bez awantury godzina stracona :-). Picie w bidonie źle = płacz,  szybka zmiana i picie z kubeczka jeszcze gorzej = płacz i kubeczek z rozlana wodą na podłodze, akcja reakcja, podaję picie w dorosłej butelce = bzdura! Przecież od początku chciał pić w bidonie. No i tak w kółko a drugie urodziny dopiero w lutym, ja się pytam co to będzie. Tyle ile nieszczęść ma ten niedoszły dwulatek tyle my mamy radości z niego (więc całe mnóstwo :-)) . Jego ceeeeesc każdego poranka, nowo nabyta umiejętność przytulania się i leniuchowania na kanapie, albo w pełni świadome dogadywanie się z nim to dla mnie nowa, cudowna atrakcja. Zaczęłam rozumieć powiedzenie przyjdź z matką bo Cię nie rozumiem, półsłówka  wypływające z ust Staśka są dla mnie tak proste do zinterpretowania, że sama w to ...

Idź do taty.

Czyli matka ma wychodne. Należy się każdej z nas, co jakiś czas. Nic złego się nie stanie jak na jeden wieczór porzucisz obowiązki matki Polki i pójdziesz w świat. Niby to nic złego ale przynajmniej ja mam zawsze uczucie wyrzutów sumienia, że może nie powinnam, że może lepiej jak zostanę w domu z dzieckiem, że może jestem złą matką, bo wychodzę. No ale jak już wyszarpię dla siebie kilka godzin, to szkoda z tego nie skorzystać. Kiedy wracam oczywiście okazuje się, że dziecko ma się dobrze. Wcale nie płakało non stop pod moją nieobecność, nie przymierało głodem ani nie nabawiło się jakieś strasznej choroby, wręcz przeciwnie. Ktoś kto fruwał pod sufitem przez pół wieczoru śpi tak mocno , że nawet mój stęskniony całus nie jest w stanie go obudzić. Nie oszukujmy się, dzieci nie zawsze są pogodnymi, grzecznymi aniołkami. Czasami ktoś je podmienia na męcząco jęczące marudne buły, które z równowagi wyprowadza wszystko. Daje więc Staśkowi prawo do złego humoru ale muszę mieć dużo siły aby sp...

365 dzień bycia mamą.

Rok, który był mrugnięciem okiem. Stało się, Staś skończył dziś rok.  Jeszcze wczoraj  leżał na mięciutkim, pachnącym kocyku. Dziś raczkuje i ciągnie za sobą ten sam mięciutki, zazwyczaj obklejony chrupkami kocyk po podłodze. Rok temu cieszyliśmy się, gdy chociaż na chwilę otwierał oczy i na nas patrzył. Dziś cieszymy się jak chociaż na chwilę w dzień zamknie oczy i pójdzie na drzemkę. Jeszcze wczoraj wydawał mi się takim małym okruszkiem, przy którym jak się mocniej kichnie to go zdmuchnie. Dziś jest mięsistym i silnym chłopcem, który potrafi kichnąć tak samo głośno jak ja. (zawsze się z tego cieszy). Rok temu Stasiowy tata bał się go brać na ręce w obawie, że coś mu zrobi. Dziś to ja czasami wolę nie patrzeć na to jak go bierze na ręce. Samoloty pod sufitem.. Kiedyś zejdę przez nie na zawał. Szalone 365dni, które zmienia człowieka całkowicie. Teraz wiem, że mam niezliczone pokłady cierpliwości. Ciężko mnie dziś wyprowadzić z równowagi. Wcale nie potrzebuję 10 godzin ...