Przejdź do głównej zawartości

9 miesięcy.

Mogłabym teraz napisać o dziewięciu najpiękniejszych miesiącach w życiu kobiety.
Mogłabym napisać o tym jak to cudnie i najpiękniej przez dziewięć miesięcy żyje się każdej kobiecie. O tym, że to cudowne, że nowe życie, że stan błogosławiony, że kwiatki i motylki i uśmiechnięta Pani z brzuchem sunąca po łące w przewiewnej kwiatkowej sukni.

Mogłabym.

Ale po co kłamać. :-)
Moje 9 miesięcy minęło zupełnie inaczej. Nie pamiętam kwiatków, motylków ptaszków ani łąki. Zamiast kwiatków było dużo wymiotowania, jakoś do 5 miesiąca. Z rana, z wieczora. Po śniadaniu, przed śniadaniem. Najgorzej jak musiałam otworzyć lodówkę. Albo jak coś jadłam i mi zaśmierdziało lodówką, albo jak przechodziłam obok lodówki albo jak obok niej nie przechodziłam. W sumie to zawsze było najgorzej. Zamiast motylków ciągle chciało mi się spać, ale to podobno normalne. Spałam i spałam i spałam oczywiście z przerwami na wcześniej wspomniane kwiatki. Nie było też łąki, był za to ogromny brzuch.

Wyobraźcie sobie ogromny brzuch.
Teraz pomnóżcie to razy dwa. 

Może przesadzam, ale on na prawdę był wielki i ciężki. Pod koniec ciąży mieliśmy przeprowadzkę i mieszkaliśmy bez lustra. W 9 miesiącu wielkie lustro zawisło na ścianie a moim oczom ukazała się wielka kobieta z wielkim brzuchem. Zaczynałam tak dzień, stałam przed lustrem, patrzyłam i nie wierzyłam. Poza tym wszyscy dookoła nie dawali mi myśleć, że rozmiar mojego brzucha jest normalny. "O kurde ale wielki!!", zamiast "Hej, jak się miewasz?" Pod koniec ciąży wróciły "kwiatki" i doszła zgaga i spuchnięte wszystko. I wstawanie w nocy co 3 sekundy. Pod koniec w zasadzie w ogóle nie mogłam spać, więc grywałam w literaki do 4 nad ranem. Ciągle w to przegrywałam, bo ktoś zabrał  mi połowę mojego rozumu. Im bardziej przegrywałam tym bardziej się wkurzałam i nie mogłam spać i tak na okrągło.
Zapomniałam wspomnieć o syndromie wicia gniazda. Prałam wszystko na potęgę. Nawet wycieraczkę z przed drzwi wejściowych. Po tym praniu potrzebowaliśmy nowej wycieraczki ... i pralki. Ostatnią rzeczą jaką pamiętam, była niestabilność emocjonalna. Rany. Reklama allegro z tym dziadkiem wyszła akurat w 3 trymestrze. Płakałam za każdym razem. Płakałam to może nie, wyłam pasuje bardziej. Płakałam też raz na sprawie dla reportera, na wyścigu kolarskim i reklamie proszku do prania. Telegraficzny skrót z moich 9 miesięcy nie prezentuje się najlepiej.

Nie muszę chyba wspominać o wisience na tym torcie przyjemności - porodzie? 

Jak widać, mnie ciąża nie przekonuje. Wolę wszystko to, co jest potem. Lepiej wspominam 9 miesięcy Staśka poza brzuchem jak w brzuchu. Na prawdę.

Jasne , że warto. 

Tajemnicą jaka owiana jest sama sytuacja bycia w ciąży jest przemagiczna. Kto tam w środku mieszka, jakim będzie człowiekiem? Czy mnie pokocha? Czy się dogadamy? Setki pytań i odpowiedzi na które czeka się 9 miesięcy. Całe to moje ciążowe narzekanie codziennie jest mi teraz wynagradzane uściskiem małej rączki, dołeczkiem w policzku przy uśmiechu i każdym jednym kędziorkiem na głowie.

Mam nadzieję, że nikogo nie przestraszyłam ;-) . Mam też nadzieję, że są tu te szczęściary, które lubią i mogłyby cały czas chodzić w ciąży. Dajcie znać, że istniejecie. Tak dla odwagi,  dla całej reszty.
















Komentarze

  1. Dla pocieszenia :)też miałam ooooogromny brzuch, dosłownie ogromny :) jednak ciąża dla mnie była łagodna, prócz ciaglej, palącej zgagi nic mi nie dolegało :) śmiem twierdzić, że mogłabym chodzić w ciąży non-stop.

    Ps. Ola czytam, czytam i chce więcej !! :)) za krótkie te Twoje posty, mam ciągły niedosyt.. :);*

    OdpowiedzUsuń
  2. Mogłaby chodzić w tym "błogosławionym" stanie do 6 miesiąca. Brzucho jest w tedy widoczne, ale nie wyprzedza jeszcze piersi�� Jeśli chodzi o wielkie brzucho... W pierwszej ciąży miałam dokładnie 1 metr i 10cm w obwodzie (Przyczyną było wielowodzie). Brakowało około 50 cm i była bym tak samo szeroka i wysoka�� Mimo wszystko było warto. Na szczęście jest to tylko stan przejściowy.
    Pozdrowionka
    Koleżanka z pryczy obok ��

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Faktycznie to juz trochę jak byś była z blizniakami !!!
      Z pryczy obok haha ❤️ 😂😂

      Usuń
    2. Chociaż ja w 40tc wiedziałam, że to stan przejściowy a i tak twierdziłam że chyba nigdy nie urodze .😒😏😏

      Usuń
    3. Ostatnie dwa tygodnie to jakieś przekleństwo. Ciągnie się w nieskończoność. Mija termin, a bobo dalej siedzi i nie chce wyjść się przewietrzyć. Zaczynają padać oskarżenia o lenistwo i wygodę :)

      Usuń
  3. Ja uwielbiałam moja ciążę❤❤❤ ... do końca drugiego trymestru ..... trzeci trymestrze to jest jakiś kosmos zasypiałazasypiała kolo 4 nad ranem jak ty Ola i spałam do 12 potem znowu było za gorąco ... w 38 tyg zaczęłam dziko czuć ku wyjściu i wciąż bardzo wysoko przy żebrach I tak dwa tygodnie myślisz to już tuż tuż ...a tu nawet pół skurczu hehe .... ale gdybym mogła to zrobić jeszcze raz to na 100% ... tez zdecydowanie preferuje bycie z dzieckiem po porodzie ... buziaki pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Najchętniej czytane

O kilka trosk za dużo.

Czy szaliczek dobrze zawiązany, czy nie za zimno, czy nie za gorąco, czy dobrze się rozwija, czy nie ma żadnej ukrytej choroby. Jak się za dużo cieszy, czy nie jest za mocno pobudzony jak się nie cieszy to pewnie bierze go choroba. Jak się za często w nocy budzi to pewnie nie dojada, albo kolka. Albo nie dojada, ma kolkę i wychodzą mu zęby! Jak się nie budzi za często to może spadł cukier i trzeba obudzić na jedzenie? W dalszych etapach, jak nie chce chodzić to może do fizjoterapeuty, jak za szybko idzie na nogi to będzie miał koślawe. Kiedy zacznie mówić? Czy potrzebny logopeda? .... i tak do 18nastki, albo i dłużej nie wiem. Jak nie zwariować? Moja siostra mówi, że przy drugim jest inaczej. ;-) Pewnie coś w tym jest, ale jak nie zwariować tu i teraz z jednym małym brzdylem? Jak sobie odpuścić i znaleźć złoty środek? Nie wiem, ale idzie mi coraz lepiej chociaż o zgrozo są momenty zgrozy. Podobno nie da się trzymać dziecka w złotej klatce, nie wiem bo nie mam złotej klatki. A...

365 dzień bycia mamą.

Rok, który był mrugnięciem okiem. Stało się, Staś skończył dziś rok.  Jeszcze wczoraj  leżał na mięciutkim, pachnącym kocyku. Dziś raczkuje i ciągnie za sobą ten sam mięciutki, zazwyczaj obklejony chrupkami kocyk po podłodze. Rok temu cieszyliśmy się, gdy chociaż na chwilę otwierał oczy i na nas patrzył. Dziś cieszymy się jak chociaż na chwilę w dzień zamknie oczy i pójdzie na drzemkę. Jeszcze wczoraj wydawał mi się takim małym okruszkiem, przy którym jak się mocniej kichnie to go zdmuchnie. Dziś jest mięsistym i silnym chłopcem, który potrafi kichnąć tak samo głośno jak ja. (zawsze się z tego cieszy). Rok temu Stasiowy tata bał się go brać na ręce w obawie, że coś mu zrobi. Dziś to ja czasami wolę nie patrzeć na to jak go bierze na ręce. Samoloty pod sufitem.. Kiedyś zejdę przez nie na zawał. Szalone 365dni, które zmienia człowieka całkowicie. Teraz wiem, że mam niezliczone pokłady cierpliwości. Ciężko mnie dziś wyprowadzić z równowagi. Wcale nie potrzebuję 10 godzin ...

Przytulas, buziak. Zawsze na dobranoc.

Każdy nadchodzący wieczór skłania nas do podsumowania właśnie kończącego się dnia.  U nas co wieczór te same rytuały : zabawa, kolacja, kąpiel, pidżamka, ciepłe mleko, przytulas, buziak. Potem nawoływanie MAMAMAMAMAMA / TATATATATATA  do znudzenia. Uśmiecham się pod nosem kiedy to słyszę więc wracam do pokoju i znów przytulas, buziak. W nieskończoność aż latorośl uzna, że pora spać.  Wieczór jest od tego, aby zwolnić tempa. Aby pogadać o tym, co nas w ciągu dnia spotkało, co nas zmartwiło, co ucieszyło. Stasiek nie umie jeszcze mówić, jeszcze sobie nie pogadamy ale już nie mogę się doczekać, aż usłyszę jakie ma marzenia, czego pragnie, czego nowego właśnie się nauczył. Na razie widzę, że potrzebuje nas blisko. Uwielbia, kiedy pokazujemy jak bardzo jesteśmy z niego dumni, więc zamiast wieczornych pogadanek mamy cowieczorny pokaz nowo nabytych umiejętności. Zaczęło się od wieczorów przegęganych, potem samodzielne siadanie (czasami wchodziłam w środku nocy a on siedzi...